Masz tę MOC
Zastanawiałeś się co czuje mała dziewczynka, która nagle traci swoje długie kręcone włos, które od dawna zapuszczała do I Komunii? Albo nastolatka, dla której wygląd to wyznacznik pozycji w grupie rówieśniczej i poczucia własnej wartości? Pewnie nie, bo wielu nie myśli co czują inni tylko bardzo szybko ocenia. Jak z procy, trafia wymownym spojrzeniem w sam środek klatki piersiowej i w mig projektuje swój osąd na niej. Nie zważając, że przecież ona widzi, że czuje i z każdym takim spojrzeniem kruszy się jej grunt zwany pewnością siebie.
Pisząc te słowa myślę, o wszystkich młodych dziewczynach z oddziału onkologicznego. O dziewczynach, które w czasach, w których powinny poznawać świat, uczyć się, bawić i doświadczać pierwszych miłości trafiają do świata, którego najodważniejszy dorosły nie chciałby poznać – szpitala onkologicznego. Tak się złożyło, że miałam okazję poznać, i ten świat, i te dziewczyny – pięknołyse. Na początku przestraszone, z ogromnym lękiem w oczach, często skrywanym, bo tak bardzo, już od samego początku chcą pokazać jak silne są i nieustraszone. Nie zdając sobie jeszcze sprawy gdzie się znalazły i co je tak naprawdę czeka. Nie wierząc jeszcze w słowa lekarza, które usłyszały… Każda w swoim tempie, każda na swój sposób - sama albo z pomocą innych (daj Boże!) oswaja się z nową myślą, rzeczywistością i godzi na to, z czym będzie musiała się pożegnać a na co nowego otworzyć.
Choroba nowotworowa, nie pyta czy może, nie wybiera tylko biednych albo tylko bogatych, ona po prostu przychodzi. Do małych i do dużych. Rozgaszcza się wygodnie w naszym ciele, a gdy już tylko ulokuje się na tyle mocno i na tyle wygodnie, że myśli sobie iże nikt jej stamtąd nie wyrzuci, zaczyna dawać o sobie znać. A nas zaczyna uwierać. Pojawiające się bóle nie dają spokoju a niepokojące zmiany doprowadzają do lekarza, który stawia diagnozę – nowotwór. Wtedy też wszystko się zaczyna. Nie tylko leczenie, ale przede wszystkim mierzenie się z nowym. Z tym co nieznane. Ze strachem o własne życie, o rodzinę i o to jak odnajdziemy się w nowej rzeczywistości.
Pomyśl o młodej dziewczynie, która ma plany i spełnia swoje marzenia. Która dopiero co się zakochała, która poznaje siebie i swoją kobiecość, i której to wszystko choroba odbierze… Jej uwaga zostanie przekierowana na zupełnie cos innego. Po różnych etapach godzenia się z diagnozą - wyparcia, zaprzeczenia czy żalu przyjdzie moment, kiedy nowa sytuacja może nie tyle zostanie zaakceptowana, co przyjęta za sytuacje bez wyjścia i uznana za etap do przejścia. Bo przecież chce żyć, a nawet jeśli nie chce to umierać też nie. Jest cel do osiągnięcia, droga do przejścia. Walczy. Nagle uaktywniają się w niej siły, o które nigdy się nie podejrzewała, moce, jakich dotąd nie odkryła. Prze całą sobą i idzie po swoje. Zdrowie i powrót do tego co było, taki ma cel. Nie wie jeszcze jednak, że to co było, już nigdy takie nie będzie.
Kolejny wlew chemii za nią. Co raz większe zmęczenie organizu, i w końcu zaczynają wypadać włosy i zamiast na głowie, jest ich co raz więcej na poduszce, na piżamie, wszędzie... Przychodzi dzień, kiedy staje się to tak nieznośne, że decyduje się przenieść do szpitalnej łazienki, która na potrzeby sytuacji staje się salonem fryzjerskim i postanawia zgolić głowę na zapałkę. Trochę drżącą ręką, ale przecież i tak tego nie powstrzyma, wszystko co zostało było już na podłodze. Z delikatnym uśmiechem przegląda się w lusterku i myśli sobie, że wcale nie jest tak źle. Myśli sobie, że popróbuje z kolorowymi perukami, z turbanami i ciekawymi wiązaniami na głowie, a co! Rzęsy i brwi jeszcze miała więc, gdy tylko zakryła łysą głowę widziała tam tę samą dziewczynę.
Problem zaczyna się, gdy brwi i rzęsy też wypadają. Kiedy okazuje się, że w peruce nie czuje się tak dobrze, a jej łysa głowa wzbudza nie małą sensację. Wtedy też i zapał opada, i dobre nastawienie. Przedłużąjace się leczenie, zmęczenie i odcięcie od tego czym sie wcześniej żyło... coś się dzieje, a ona jeszcze nie wie co.
Nowotwór bardzo podstępnie odbiera poczucie własnej wartości. Poczucie kobiecości i możliwość na spełnienie marzeń, bo też odbiera siły. Tracimy włosy, wypadają także brwi i rzęsy przez co wydawać by się mogło, że twarz traci wyraz i stajemy się ogołoceni. Waga się zmienia, nie zawsze na korzyść. Brak poczucia akceptacji ze strony innych, ale też brak akceptacji samej siebie, to wycofuje. Sprawia, że nie chce nam się wychodzić z domu, unikamy spotkań z innymi i zamykam się w sobie. Tracimy przez to możliwość przeżycia tego, co cały czas mamy – życia.
Nie jest łatwo, by na nowo dostrzec siebie. Odnaleźć tę siłę, z którą stawało się do startu. Odbudować poczucie własnej wartości i uwierzyć, że mam szansę osiągnąć to, z czego musiałam kiedyś zrezygnować. Prawdą jest, że wszystko czego potrzebujemy nosimy w sobie, ale by to wydobyć, by zauważyć potrzebny jest ktoś, kto nie będzie odwracał wzroku, kto nie będzie się bał być obok. Kto nie zrani kolejny raz spojrzeniem a rzuci czasem „dobrze wyglądasz”, albo powie z pełnym przekonaniem „dla mnie jesteś ważna”. Kogoś, kto potrafił będzie śmiać się i płakać z razem nim. To wszystko jest możliwe, daj tylko temu szansę.
Każde, nawet najtrudniejsze zdarzenie to doświadczenie, które dane jest nam przeżyć. Z którego możemy wyciągnąć wielką wartość dla samego siebie. To coś, co nas umacnia, sprawia, że stajemy się silniejsze o tę wiedzę, którą możemy posiąść. To coś, co nikt nie jest w stanie nam odebrać. Zburzyć nawet najostrzejszym spojrzeniem czy słowem. Każda z nas tę umiejętność posiada, dostrzeż ją tylko.
Tekst: Ewa Styś