Aktywnośc i świadomość na pierwszym miejscu
Aktywność i świadomość na pierwszym miejscu
Siedem lat po wyleczeniu osteosarcoma (kostniakomięsaka) w Lublinie, badania wykazały jesienią 2017 r. zmianę w płucu, która okazała się przerzutem. Na szczęście, dzięki dostosowywaniu się do zaleceń lekarskich i wykonywaniu badań, została ono wcześnie wykryta i rokowania były dobre. Jak udało mi się wyjść cało z opresji po raz kolejny ? Duży udział w tym miało te kilka ,,zdrowych’’ lat po pierwszym leczeniu, to jak udało się wypracować technikę radzenia sobie w przeróżnych sytuacjach. Niemały wpływ na dalsze życie miały cechy świadomego pacjenta, które przekładają się na inne sfery życia.
Kontrole lekarskie nie przesłoniły mi aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym czy kulturalnym. Zasada ,, za chwilę znowu mogę zachorować i cały wysiłek pójdzie na marne’’ nie przynosi korzyści. Pojawił się u mnie nawyk aktywnego spędzania czasu. Pacjenci z chorobą przewlekłą kontrolują swoje zdrowie przez cały rok, wszystko dookoła się zmienia. Dlaczego międzyczasie nie skorzystać z uroków świata ? Często w pierwszych fazach stanu psychicznego pacjenta po diagnozie, widoczne jest odrzucenie delektowania się otoczeniem. Choroba absorbuje codzienne życie. Kiedy ten stan odchodzi, przyroda i przyjaciele przywołują te same emocje co kiedyś. Na co dzień najważniejszy jest kalendarz z zapisanymi ważnymi wizytami lekarskimi i według niego często kręci się cały rok, ale mamy wpływ na jego kreatywne tworzenie. Na początku mojej drogi, kiedy zajmowałam się tylko ,,medycznym’’ aspektem takiego dnia, pojawiało się spore zmęczenie, podenerwowanie podczas oczekiwania w poradni. W trakcie leczenia i krótko po, nie zdawałam sobie sprawy, że przecież nie tylko ja się liczę. Spotykam się z przecież z lekarzami, którzy chcą jak najlepiej, w poczekalni są pacjenci w podobnej sytuacji. Nie są winni mojego samopoczucia, więc warto się uśmiechnąć, porozmawiać. I całe napięcie wtedy szybciej zanika, tworzą się nowe znajomości, zbieram cenne informacje.
Niewielki park otaczający klinikę zmieniał barwy przez pory roku. Dobre śniadanie lub przekąska na ławce w parku, dotleniający spacer – to znacznie minimalizowało zmęczenie i takie rytuały pozwalały ,,świętować’’ dobre wiadomości. Z czasem nie uciekałam tylko do domu, bo szpital już nie kojarzył się z jednym. A może warto pomyśleć, że tam są ludzie, którzy znają nasz organizm prawie jak my sami, ratują nasze życie, jest też to miejsce krzyżowania się dużej wiedzy medycznej ? Z czasem znajdowałam coraz to nowe miejsca i zdarzenia, które już nie tylko równoważyły rutynę sprawdzania, czy wszystko ze zdrowiem w porządku, ale rozwijały charakter i zainteresowania.
Dużą rolę odegrała u mnie rehabilitacja. Tak dokładne poznanie swojego ciała poprzez różne ćwiczenia, przenoszenie myśli na próbę uruchomienia konkretnego mięśnia, to nie pozostaje bez wpływu na samorozwój. Moim zdaniem jest też to rodzaj pracy od podstaw, forma medytacji. Zauważyłam jedną prawidłowość, co jest też potwierdzane w badaniach, że u osób, które w wyniku leczenia stały się ,,czystą kartą’’ i zaczynały życie od nowa, silniej zaczynają poznawać świat zmysłami. Muzyka, tembr głosu, dźwięk, kolor – jeszcze silniej niż przed leczeniem przywołują skojarzenia, wspomnienia, punkty odniesienia. Takie przedmioty jak książka i jej treść silniej oddziałują na myślenie. Poza tym chciałam żyć naprawdę, nie zamykać się w ramach tylko jednej działalności. Skąd to poczucie ? Do końca trudno to sobie wytłumaczyć, ale może to wniosek z obserwacji. Może to, co szczere, prawdziwe i zdobyte własną pracą, cieszy najbardziej i wzrasta pewność siebie, że nikt nam tego nie zabierze, tak jak to potrafi czynić choroba ? Może i czasem zabiera część życia, ale to zależy, ile jej na to pozwolimy. Faktem stało się uczęszczanie do teatru, na koncerty, przyłączenie się do sympatyków grupy muzycznej, aktorskiej. To świetna okazja żeby czuć się sobą, zrobić make-up, założyć sukienkę, poczuć wolność. Spędzić aktywnie czas z ludźmi, którzy znają mnie od niedawna i nie porównują mojego stanu ,,sprzed’’ i ,,po’’ leczeniu. Część z takich wydarzeń nie była odgórnie zaplanowana, lubię czasem pójść na tzw. żywioł. Znalezienie drogi do spełnienia tych marzeń było wielopoziomowe i wymagało czasu. Gdy to się udawało, nagle otoczenie przestało mieć bariery, wzmacniało naukę planowania, aby osiągnąć cel. Można rzec, że udaje mi się obejść pewne ludzkie schematy, że tylko autem można wszędzie dotrzeć. Są przecież inne osiągnięcia nowoczesności i umysłu, które mogą pomóc przy trudnościach z poruszaniem się. Nagle udawało się zwiedzić duże miasto, organizując samodzielnie wycieczkę. Krok po kroku, jego mapy układały się same w głowie. Odległości dzięki temu się zmniejszały. Jak dla większości, dom jest najwłaściwszym miejscem regeneracji, ale czasami potrzebne jest miejsce, z którego można popatrzeć na coś z dystansem. Czyż nie jest to potrzebna wartość, kiedy mamy swoje ulubione zakątki, strefy wyciszenia, a nawet miejsca na uwolnienie emocji ?
Swoje miejsce na ziemi znalazłam również, oczywiście z powodu chęci zdobywania wiedzy i ciekawości, poznania wszystkiego, co powinno się wiedzieć przy chorobie nowotworowej, w organizacjach pacjenckich. Profesjonalizm przy tworzeniu programów pomocowych, wspólne cele, projekty skupiające wartościowych ludzi i rozwijające holistyczne myślenie, zdobywanie nowych umiejętności, poznawanie różnorodnych osobowości. Tak znalazłam się w Stowarzyszeniu Sarcoma, później w Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych. Jest to cenna i mobilizująca współpraca, która przez te kilka lat zaprowadziła mnie w strefy efektywnego myślenia i działania, takie jak udział w kampaniach społecznych, onkobiegu, pracach redakcyjnych, przyjrzeniu się bliżej działalności fundacji. A dzięki ludziom tam poznanym przekonałam się, że dla wymiany dobrej energii i sympatii nie ma pojęcia odległości.
Wiadomość o nawrocie choroby zaskoczyła mnie przy wykonywaniu rutynowych badań. Nie bez powodu mogę porównać obecne leczenie do poprzedniego, bo jestem już całkowicie w innym miejscu. Zmieniają się też na lepsze zalecenia dla lekarzy w temacie przekazywania trudnych informacji itp. Kiedy poznałam plan leczenia, byłam już w innym miejscu, patrzyłam na wszystko z większą wiedzą i doświadczeniem. Szok trwał tym razem o wiele krócej. Ok, stało się, ale idę dalej. Pokazuje się wachlarz różnych emocji, co też musi nastąpić, bo zagłuszanie ma odwrotny efekt. Z drugiej strony, spotkałam się z profesjonalizmem ze strony leczących mnie chirurgów, onkologów. Pozytywny wynik operacji lub leczenia to jedno, ale kiedy występuje też aktywność ze strony lekarza, można mówić o współpracy między nim a pacjentem i odwrotnie. Cieszy fakt, że coraz bardziej stawia się na budującą rozmowę z pacjentem, informowanie go na bieżąco o wynikach leczenia, troska o jego dolegliwości bólowe i stan psychiczny. Ma to niezwykły wpływ na efekt terapeutyczny, poczucie swobody i bezpieczeństwa w tej dość złożonej sytuacji. Bezcenną wartością jest też nawiązywanie nowych znajomości, przyjaźni z innymi pacjentami, z którymi spędzamy przecież dużo czasu.
Przez te kilka lat zmieniło się u mnie bardzo dużo, wzmocniłam wiele aspektów działania. Jedno pozostało niezmienne. Gdzieś z tyłu głowy zawsze każdy pacjent ma świadomość progresji choroby. Nie ma idealnego momentu na takie zdarzenie. Podświadomość nadejścia choroby w każdym momencie pomaga tylko w wyjątkowym przypadku – pomaga nie rezygnować z wykorzystania pozytywnie każdego zdarzenia do maksimum – taka okazja może się już nie zdarzyć. Rzadko udzielam sobie taryfy ulgowej, jeżeli coś jest zgodne z możliwościami lub otwiera nowe, nie waham się długo, żeby się tego podjąć. Jeżeli jest taka potrzeba, stosuję metody relaksacji, wyciszenia. Może w tym radzeniu sobie na co dzień pomaga charakter, ale ostateczny wynik jest też wypadkową wpływu ludzi napotkanych po drodze, przyjaciół, rodziny. Żyję intensywnie, jednocześnie stosując zalecenia prozdrowotne. Zbierając wszystko razem, pozwala mi to na poczucie, że zrobiłam praktycznie wszystko, co mogłam, żeby być aktywną, bo chyba o to w życiu chodzi?